Malediwy mogą zniknąć pod wodą albo zatonąć pod górą śmieci. To scenariusz bardziej realny niż nam się wydaje. Śmieci płyną tutaj z całego świata, a do tego turyści beztrosko rozrzucają je wokół siebie. Opowiada o tym Monika Marcinkiewicz, rezydentka na Malediwach. Na profilu halo_rezydent na Instagramie pokazuje m.in. jak sprząta po bezmyślnych turystach. I podkreśla, że wielkie zmiany trzeba zacząć od siebie.
Malediwy kojarzą się przede wszystkim z rajskimi wakacjami. Czy rzeczywiście to takie beztroskie miejsce?
Malediwy mają wiele obliczy. Turyści widzą głównie tą beztroską twarz. Malediwy zachwycają bajecznym oceanem, kolorami wody, rafą i ekskluzywnymi hotelami. Przeciętny turysta widzi niewiele z prawdziwego, lokalnego życia. Życie na Malediwach jest bardzo zróżnicowane i nie należy do najłatwiejszych. Wyspy zmagają się z własnymi problemami i bolączkami. Malediwy to kraj, w którym przemiany polityczne były bardzo gwałtowne. Świadczyć o tym może chociażby wydarzenie z maja 2021 roku i zamach bombowy na pierwszego wybranego demokratycznie prezydenta. Niewielu turystów jest świadomych, że Malediwy to skrajnie religijny kraj, całkowicie podporządkowany religii Islamu. Obywatelem tego kraju nie może być osoba wyznająca inną religię. Malediwy zmagają się z ogromnym problemem śmieci i zmianami klimatycznymi. Rosnący poziom wód oceanu nie jest tak zauważalny w Europie jak tutaj, gdzie najwyższy „szczyt” to jedynie 2,5 m n.p.m. Każdy milimetr stałego gruntu jest na wagę złota, a – niestety – z roku na rok wyspy się kurczą. Nie bez powodu mówi się o znikającym pod wodą archipelagu. Wszystkie te wydarzenia mają poważny wpływ na życie oraz funkcjonowanie kraju i jego społeczeństwa.
Jak te wszystkie problemy odbijają się na życiu mieszkańców?
Mieszkańcy jak najbardziej są świadomi wszystkich kłopotów. Jednak wiedzą też, że to nie do końca ich wina. Turystyka jest główną gałęzią gospodarki Malediwów. Ale odpady, które przyjezdni zastają na archipelagu, to nie są śmieci produkowane tylko tutaj. Malediwy są tak położone, że prądy niosą ze sobą śmieci z różnych zakątków świata. Odpady płyną tu na przykład z Indii, a nawet z Europy. Śmieci, które znajdujemy na plaży wyrzucone przez ocean, to bardzo często nie są odpady lokalnych mieszkańców. Przynajmniej trzy razy w tygodniu pojawiam się z grupami na sand banku – słynnych na Malediwach nasypach z piasku na ocenie. Nie ma tam nic, jedynie kilka metrów piasku, minimalne wysepki. Za każdym razem zbieram śmieci, butelki, nakrętki, kubeczki po jogurtach, baniaki, a ostatnio kilkadziesiąt metrów folii. Moja ekipa i kapitan już się przyzwyczaili, że znoszę śmieci z każdego zakątka. Sami też zaczęli bardziej na to zwracać uwagę. Kilkadziesiąt metrów folii w oceanie to śmiertelne zagrożenie dla np. żółwi.
Turyści chętnie tutaj nurkują z żółwiami...
Wody Oceanu Indyjskiego słyną ze swojego bogactwa. Jest to właściwie jedno z głównych miejsc, w którym jednocześnie można podziwiać tak wiele różnorodnych gatunków ryb, a do tego jest rafa. Ocean Indyjski to naturalne środowisko dla delfinów, płaszczek, mant, kilku gatunków rekinów i kilku gatunków żółwi oraz – oczywiście – niezliczonych gatunków ryb. Turyści korzystają z dobrodziejstw i bardzo często zaglądają pod wodę. Nie wszyscy są świadomi tego, w jaki sposób powinniśmy zachowywać się pod wodą. Nie wszyscy mają świadomość, że nasza ingerencja w świat podwodny niesie za sobą katastrofalne skutki. Często turyści, zachwyceni bliskością zwierząt, chcą ich dotknąć, gdyż samo obcowanie z nimi jest niewystarczające. Niestety, na naszych dłoniach znajduje się wiele substancji, bakterii, które mogą być bardzo szkodliwe dla zwierząt. Dlatego zdecydowanie nie powinno się ich dotykać. Tak jak nie powinno się niszczyć korala, zabierać muszli czy piasku z plaży. Do tego coraz głośniej mówi się o szkodliwym wpływie filtrów przeciwsłonecznych na naturalne morskie środowisko. Hawaje i Republika Palau już wprowadziły zakaz używania filtrów, które zawierają jeden z 10 szkodliwych związków chemicznych. Decyzje te zapadły po serii badań na temat bladnących koralowców oraz coraz częściej pojawiających się na ciałach żółwi naroślach przypominających guzy.
A jak Malediwy pomagają środowisku?
Resorty jako pierwsze zostały objęte programem czyszczenia Malediwów. Program ma dwie fazy. Pierwsza przede wszystkim skupiła się na podniesieniu świadomości lokalnych mieszkańców na temat problemu z odpadami oraz skupiła się na Atolu Male. Utworzono odpowiednie jednostki do transportu odpadów i ich zagospodarowania. Wprowadzono metodę 3R: redukcja, ponowne użycie, recykling. Resorty również wyposażone zostały we własne spalarnie, które ściśle kontrolowane są pod kątem emisji szkodliwych substancji do atmosfery. Faza druga ma zakończyć się w 2024 roku. Jej celem głównie jest przebudowa wyspy śmieci i przywrócenie jej pierwotnej formy. Ma być ona przekształcona w zakład energetyczny, aby przede wszystkim zminimalizować liczbę odpadów. Razem z nowym programem czyszczenia Malediwów został wprowadzony zakaz używania plastikowych, jednorazowych naczyń. Obecnie w resortach nie spotkamy się ze słomkami, kubeczkami czy sztućcami z plastiku. Resorty starają się również wyeliminować plastikowe butelki. Udało się to w przypadku butelek z wodą. W większości resortów woda podawana jest gościom w szklanych, litrowych butelkach, z których resorty są dumne. Wewnętrzny transport na wyspach odbywa się elektrycznymi skuterkami, meleksami czy rowerami. Jednak Malediwy uzależnione są od transportu zewnętrznego. Na wyspach rolnictwo nie istnieje. Hotele też uzależnione są od dostaw zewnętrznych. Tony jedzenia przypływają na wyspy w pojemnikach ze styropianu, oklejone folią. Świadomość tego, że świat tonie w plastiku tutaj jest bardzo duża. Jednak to nie jest jedynie problem Malediwów, a całego świata.
Wspomniała Pani o wyspie śmieci. Jak jest ona zorganizowana?
Wyspa Thilafushi to wyspa śmieci. Powstała w 1990 roku jako „wybawienie” dla stale rosnącej ilości śmieci. Naturalna laguna długości 7 km została przeobrażona w wyspę, której wielkość ciągle się zmienia. Codziennie na wyspę trafia 330 ton odpadów. Są one tam zrzucane do dołów, przysypywane gruzem i piaskiem. Niektórych dołów nie da się już przysypać, dlatego coraz częściej wyspę nazywa się płonącą. Składowane śmieci wchodzą w różne reakcje, zapalają się. To wiąże się z bardzo szkodliwymi oparami. Po 30 latach sytuacja stała się na tyle niebezpieczna, że został wprowadzony właśnie program oczyszczania Malediwów, który skupia się głównie na tej wyspie. Już widać pierwsze skutki tego programu. Jednak żeby całkowicie zapanować nad problemem, potrzeba jeszcze czasu. Według statystyk z 2019 roku sama turystyka produkuje 34 765 ton śmieci. Jeden turysta dziennie wytwarza 3,5 kg śmieci – to dwa razy więcej niż lokalny mieszkaniec. A wszystko trafia w jedno miejsce, właśnie na wyspę Thilafushi.
A jak polscy turyści wypadają na tle innych nacji pod względem świadomości ekologicznej?
Wydaje mi się, że w Polsce edukacja pod kątem nieśmiecenia jest na przyzwoitym poziomie. Raczej jako naród nie zostawiamy bałaganu na plażach i staramy się sprzątać po sobie. W hotelach, gdzie obsługa pojawia się na każdym kroku, czasami zrzucamy odpowiedzialność za sprzątanie na innych. Zdarza się. Inne narodowości raczej beztrosko podchodzą do zostawiania śmieci koło siebie. Stąd moje relacje na Instagramie na temat sprzątania po turystach, zbierania po nich butelek z każdego zakątka, w tym z plaż. Tak już mam, że jak widzę śmieci, zwłaszcza na plaży, to je podnoszę i wyrzucam. Taki mam nawyk.
Pojawiają się informacje, że Malediwy zatoną, jeśli nie znajdą środków na walkę ze skutkami zmian klimatu...
Tak może się stać. Od lat mówi się o zmianach klimatycznych, które doskonale są tutaj widoczne. Każdy milimetr gruntu jest na wagę złota. Kraj przygotowuje się na najgorsze. Zaczęła się budowa wysp, razem z blokami mieszkalnymi dla mieszkańców, których wyspy są w najgorszym położeniu. To ogromna tragedia dla lokalnej ludności. Mieszkańcy są świadomi, że świat, w którym żyją, może zniknąć pod wodą. To tylko kwestia czasu. To już fakt, że poziom wód oceanu rośnie. Problem zmian klimatu poruszał pierwszy demokratycznie wybrany prezydent Malediwów – Mohamed „Anni” Nasheed. To właśnie on, żeby zwrócić oczy Europy na problem klimatyczny, zorganizował w 2009 roku posiedzenie rządu pod wodą.
Czy według Pani takie akcje, jak posiedzenie rządu pod wodą, mają sens?
Przede wszystkim najważniejsza jest świadomość, że sprawa nie dotyczy tylko kawałka Ziemi. Problem śmieci i problemy klimatyczne dotyczą całego świata. To polityka wszystkich krajów doprowadziła Ziemię do takiego stanu. Większość przedmiotów, których my, Europejczycy, używamy na co dzień, jest produkowanych w Indiach lub w Chinach. Tak jest taniej. Zmiany są potrzebne. Ziemia to nasz dom. Każdy z nas jest za naszą planetę odpowiedzialny. Oczywiście jednostka świata nie zbawi, ale od jednostki się zaczyna. Warto podnosić śmieci, warto zwracać uwagę tym, którzy te śmieci zostawiają. W kontekście Malediwów tutaj każdy śmieć ma znaczenie. Jak absurdalnie by to nie zabrzmiało, swoje śmieci, przywiezione z Europy, warto byłoby zabrać ze sobą, a nie zostawiać tutaj. Zwłaszcza plastikowe opakowania po kosmetykach. Kawałek foli, sieci to poważne zagrożenie dla delfinów, żółwi, rekinów czy płaszczek. Kremy do opalania z nieodpowiednimi substancjami to zagrożenie dla rafy i zwierząt zamieszkujących ocean. Niewiele potrzeba, żeby zmienić kilka swoich nawyków i jednocześnie pomóc planecie.
A może należałoby wprowadzić kary dla turystów za bezmyślne zaśmiecanie Malediwów?
Malediwy żyją z turystyki. To jeden z pierwszych krajów, który otworzył swoje granice dla turystów w trakcie pandemii. Kraj i mieszkańcy nie mają możliwości przetrwania bez turystyki. Kary zaszkodziłyby na pewno. Według mnie edukacja jest najważniejszą bronią. Wiele osób nie jest świadomych, że kolejna plastikowa butelka, kubeczek, słomka to kolejny zbędny śmieć i ogromny problem dla państwa wyspiarskiego. Także ja stawiam zdecydowanie na edukacje i zmiany w moim najbliższym otoczeniu. Zaczynam od siebie.