Cieszmy się śniegiem w Alpach, tak szybko znika. Od kilku lat ubywa go na stokach, a kolejne kurorty w Austrii, Francji i Szwajcarii kończą swoją działalność. Winne temu jest, oczywiście, globalne ocieplenie klimatu. W styczniu ubiegłego roku w Szwajcarii temperatura wynosiła nawet 20 stopni Celsjusza. Trudno w takich warunkach zagwarantować narciarzom i snowboardzistom białą pokrywę, bo nawet do sztucznego naśnieżania potrzebna jest ujemna temperatura.
Działalność wielu kurortów pod znakiem zapytania
Dawniej Alpy były gwarancją udanego sezonu narciarskiego ze względu na doskonale naśnieżone trasy. Idealną nawierzchnię do szusowania zapewniała bliskość lodowców. W Alpach karnety nie należały do najtańszych, ale za to każdego dnia można było w pełni korzystać ze skipassów. Ci, którzy stawiali na tańsze wyjazdy, w góry czeskie i słowackie, zawsze zastanawiali się, ile z wytyczonych na stoku tras będzie otwartych i – oczywiście – jak długo. Niestety, w ostatnich latach śniegu brakuje również w Alpach.
W październiku 2024 r. kolejny kurort w Alpach poinformował, że zostanie zamknięty z powodu braku śniegu. Globalne ocieplenie klimatu o 2 stopnie Celsjusza daje się we znaki ośrodkom narciarskim, zwłaszcza w Alpach Francuskich. Władze samorządowe Alpe du Grand Serre w departamencie Isère ogłosiły zamknięcie ośrodka w tegorocznym sezonie zimowym.
To jeden z najstarszych francuskich ośrodków narciarskich, bo powstał w 1939 r. Radni uznali, że na jego działalność przy niewielkich opadach śniegu nie ma pieniędzy w budżecie. Oczywiście, ich decyzja spotkała się z ogromnym oburzeniem przedsiębiorców z sąsiedniej wioski La Morte. Twierdzą oni, że ich firmy upadną, gdy kurort nie będzie działał, zwłaszcza że decyzję o jego zamknięciu podjęto zaledwie na dwa miesiące przed rozpoczęciem sezonu.
Trzeba jednak przyznać, że w ostatnich latach stoki ośrodka Alpe du Grand Serre, położonego na wysokości 1368 m n.p.m., otwierano znacznie później niż w innych częściach Alp, a to zniechęcało narciarzy, którzy musieli długo czekać na to, by skorzystać z 55 km tras zjazdowych. I to pomimo że ośrodek ma całkiem dobrą lokalizację, bo od Grenoble dzieli go zaledwie 45 km. Ostatecznie przyniosło to spore straty i dziurę w budżecie ośrodka. Obecnie kurort jest na minusie aż 7 mln euro.
W październiku zamknięcie rozważał też kurort w Mallnitz, jeden z najstarszych ośrodków narciarskich w Karyntii, a także sąsiedni Heiligenblut am Großglockner. Według Austriackiego Federalnego Instytutu Geologii, Geofizyki, Klimatologii i Meteorologii średnia maksymalna temperatura w styczniu w Mallnitz w latach 1961-1990 wynosiła minus 0,6 stopnia Celsjusza. Obecnie wynosi aż 1,1 stopnia.
Zagrożona jest też działalność stacji narciarskich Le Grand Puy i Alpe du Grand Serre w Alpach Francuskich. Decyzję o ich zamknięciu podjęli w referendum sami mieszkańcy. Ich głos jest decydujący, bo stacje były dofinansowywane przez lokalne samorządy. Pomimo sporego finansowego wsparcia, w ciągu ostatnich 10 lat liczba narciarzy w obu ośrodkach spadła trzykrotnie. Przyczyną był, oczywiście, brak śniegu.
fot. Ali Zeynalli on Unsplash
Zła passa od dwóch lat
Kurorty w Alpach zaczęły zamykać się już w 2022 r. ze względu na wysokie temperatury. W Szwajcarii, Włoszech i Francji w 2022 r. nie funkcjonowała ponad połowa ze 169 ośrodków. Natomiast Saint-Firmin, położony również we francuskich Alpach, zakończył swoją działalność. W ośrodku działającym od 1964 r. brakowało śniegu od dekady. Lato w 2022 r. było we francuskich Alpach tak upalne, że zaczął nawet topnieć lód w górach.
Problemy jednak zaczęły się już w marcu, gdy śnieg pokrył pył znad Sahary. Ciemna powierzchnia szybko się nagrzewała, a cieplejszy grunt utrudniał utrzymanie się na nim zmrożonej warstwy. W maju 2022 r. średnia temperatura w Alpach wzrosła aż o 2 stopnie Celsjusza.
Natomiast na przełomie 2022 i 2023 r. w szwajcarskim kurorcie Adelboden temperatura 1 stycznia osiągnęła aż 20 stopni Celsjusza. Nawet na wysokości 2000 m n.p.m. temperatura przekroczyła 0 stopni Celsjusza. W Szwajcarii średnia roczna temperatura zwiększyła się o 2 stopnie Celsjusza przez 150 lat.
Przełom 2022 i 2023 r. należał od najcieplejszych w historii pomiarów pogodowych. To efekt tego, że front, który ściągnął nad Amerykę Północną arktyczne powietrze, skierował ciepłe powietrze do subtropikalnych stref Europy. W sylwestra 2023 r. we Francji odnotowano temperaturę 11 stopni Celsjusza i był to najwyższy wynik od 1947 r. Efekt takiego ocieplenia to zamknięcie w 2023 r. kolejnego ośrodka w Alpach Francuskich – La Sambuy w pobliżu Mont Blanc.
Ponad połowa z 2,2 tys. europejskich ośrodków narciarskich stoi przed zagrożeniem tymczasowego zamknięcia z powodu braku pokrywy śnieżnej. Dlatego za 10 lat turystyka narciarska może wyglądać zupełnie inaczej, ze względu na katastrofalne w skutkach zmiany klimatu. W przyszłości mroźne zimy będą zdarzać się coraz rzadziej, a naturalna pokrywa śnieżna może się wcale nie pojawiać.
Obecnie problemy z nią mają miejscowości położone poniżej 1500 m nad poziomem morza. Niestety, armatki śnieżne działają tylko w temperaturze poniżej zera, najlepiej od minus 3 stopni Celsjusza.
Sztuczny śnieg podstawą
Instytut Badań nad Śniegiem i Lawinami w Davos ostrzega, że do końca stulecia wystarczająco dużo naturalnego śniegu do tego, by utrzymać się na rynku, będą miały tylko te ośrodki, które są położone powyżej 2500 m n.p.m. Potwierdzają to badania przeprowadzone przez Wydział Nauk o Środowisku Uniwersytetu w Bazylei, według których kurorty narciarskie będą musiały coraz bardziej polegać na sztucznym śniegu.
Naukowcy dokonali obliczeń na przykładzie szwajcarskiego ośrodka Andermatt-Sedrun-Disentis. Okazało się, że do utrzymania 100-dniowego sezonu zużycie wody musi wzrosnąć o 80 proc. Na produkcję sztucznego śniegu przez jeden sezon trzeba będzie zużyć aż 540 mln litrów wody – dziś 300 mln litrów.
Dlatego coraz więcej ośrodków w Alpach decyduje się na „uprawianie” śniegu, zwane snowfarmingiem. Część ośrodków zasłania go odblaskową folią albo przenoszą go do zacienionych dolin. Na podobne rozwiązanie zdecydowało się szwajcarskie Sankt Moritz, w którym jeszcze 10 lat temu stoki były otwarte od połowy października do maja.
W sezonie 2022/2023 otworzyły się dopiero pod koniec listopada, a zamknęły w kwietniu. Śnieg w tym kurorcie jest potrzebny nie tylko na trasy zjazdowe, ale też biegowe i do budowy jedynego na świecie naturalnego toru bobslejowego, który działa nieprzerwanie od 1904 r.
Po każdym lecie tor trzeba budować od nowa. Z racji tego, że aż 80 proc. mieszkańców Sankt Moritz pracuje przy turystyce zimowej, zależy im na wydłużeniu sezonu zimowego i ściągnięciu do kurortu zawodowych sportowców, którzy już w październiku mogliby zaczynać treningi na naśnieżonych trasach.
fot. Bradley King on Unsplash
Snowfarming alternatywą
W styczniu 2023 r. zdecydowano się w Sankt Moritz na snowfarming. Armatki wyprodukowały w tym celu górę sztucznego śniegu, którą w marcu zaczęto zabezpieczać na lato. Ochronę śniegu stanowiła warstwa trocin o grubości 60 cm. Śnieg składowano w cieniu na północnym zboczu góry, co miało chronić go przed wiatrem i słońcem.
W ten sposób miało przetrwać 80 proc. składowanego śniegu, czyli 5000 metrów sześciennych. Założeniem mieszkańców było, aby snowfarming przyspieszył otwarcie sezonu zimowego o miesiąc, był ekologiczny, a jednocześnie zyskowny. Do snowfarmingu użyto 2300 kWh prądu, czyli tyle, ile przeciętnie zużywa w ciągu roku gospodarstwo domowe. Czy plan uprawy śniegu się powiódł?
Góra ze śniegu zmniejszyła się do października o 25 proc. Okazało się, że pod warstwą trocin śnieg zmienił strukturę i był za bardzo sypki do budowy toru bobslejowego, ale za to wykorzystano go do budowy trasy biegowej o długości 1,8 km. Co ważne, była ona gotowa o miesiąc wcześniej niż w poprzednich sezonach.
Przed wysokimi temperaturami chroni się również szwajcarskie lodowce. W ciągu ostatnich 166 lat zniknęła połowa ich powierzchni. Co dwa lata szwajcarskie lodowce zmniejszają się o około 10 proc., lecz w 2022 r. topniały one najszybciej w historii. Dlatego od 2007 r. na lodowcu Diaolezza układane są specjalne plandeki ochronne i zasypywane sztucznym śniegiem.
Lodowiec przykrywany jest wiosną, co zajmuje około 800 godzin, a odkrywany na początku jesieni. Usuwanie plandek zajmuje 10-osobowemu zespołowi aż dwa tygodnie. Ciężka praca przynosi jednak efekty, bo od 2007 r. lodowiec Diavolezza poszerzył się o 10 m w jednym miejscu, a w dolnej części powiększył się o 10 tys. m kw.
Ośrodek neutralny klimatycznie
Natomiast we francuskim Val-Cenis snowfarming stosuje się od 2008 r. I to pomimo tego, że w ośrodku położonym na wysokości 2800 m n.p.m. brak śniegu nie jest jeszcze bardzo odczuwalny. Nawet w połowie kwietnia są tam jeszcze rozgrywane zawody w slalomie. 125 km tras pozostaje długo naśnieżonych, bo znajdują się one na zacienionych, północnych stokach.
Val-Cenis stawia jednak na uprawę śniegu, bo do 2037 r. chce zostać neutralnym klimatycznie ośrodkiem narciarskim. Obecnie prąd do zasilania wyciągów i armatek pochodzi z elektrowni wodnej, do tego wyciągi poruszają się wolniej, gdy natężenie ruchu na stoku jest mniejsze. Z kolei dzięki czujnikom mierzącym na bieżąco pokrywę białego puchu, naśnieżanie armatkami ograniczane jest do minimum.
Natomiast do ubijania śniegu na stoku wykorzystywany jest pierwszy we Francji całkowicie elektryczny ratrak. Pomimo tych wielu starań w Val-Cenis pojawiają się zarzuty, że snowfarming nie jest ekologiczny, bo obciąża glebę, a latem zwiększa braki wody, zwłaszcza w okresie letnim. Trzeba jednak znaleźć kompromis biorąc pod uwagę, że według Światowej Organizacji Meteorologicznej ostatnie osiem lat należało do najcieplejszych w historii.
W Europie znajduje się aż 80 proc. ośrodków narciarskich świata, a przemysł narciarski wart jest 30 mld euro. I chociaż narciarstwo staje się coraz szybciej sportem, na który stać zamożnych, bo przy mniejszej liczbie kurortów ceny skipassów idą górę, to miłośników szusowania nie brakuje.