2024-05-23
W najbliższych 10-15 latach liczba kobiet skłonnych do bycia matkami będzie się zmniejszać, będzie się więc rodzić mniej dzieci, po czym sytuacja się ustabilizuje – mówi prof. Piotr Szukalski, demograf z Uniwersytetu Łódzkiego, który od lat śledzi przemiany pokoleniowe i analizuje zjawiska z pogranicza demografii, socjologii i ekonomii.
W 2022 roku w Polsce urodziło się 305 tys. dzieci, od stycznia do listopada 2023 roku już tylko 253,3 tys., a jeszcze w 2017 roku było to 400 tys. Czy w Dniu Matki mamy co świętować?
Uważam, że tak. Niezależnie od tych liczb, od 70 do 75 proc. kobiet w Polsce chce być matkami. Zawsze można sobie życzyć, by było ich więcej, by jak najwięcej kobiet odczuwało radość z posiadania dzieci, ale i tak nie jest to najgorszy wynik.
Co się zmieniło, że rodzi się tak mało dzieci? To kwestia obyczajowa, ekonomiczna czy jeszcze inne czynniki wchodzą w grę?
Wynika to z kilku powodów, a jednym z nich jest to, że żyjemy w trudnych czasach – w ostatnich latach doświadczyliśmy pandemii, wybuchła wojna u naszych sąsiadów, wzrosła inflacja.
Nie sprzyja to decyzjom o posiadaniu dzieci, przeciętnie o trzy-pięć lat odsuwane są także decyzje o zawieraniu małżeństwa czy formalizowaniu związku.
Część osób chce mieć dzieci w przyszłości, gdy nieco uspokoi się sytuacja za naszą wschodnią granicą. Kolejny powód jest taki, że pokolenie Z nie jest takie, jak wcześniejsze generacje i zupełnie inaczej podchodzi do pewnych spraw i tematów.
Do posiadania dzieci także?
Tak, osoby z tego pokolenia często nie widzą powodu, by w ogóle mieć dzieci. Często są jedynymi dziećmi swoich rodziców ewentualnie mają jednego brata lub siostrę, a rodzice i dziadkowie na nich dmuchali i chuchali.
Są to dość rozpieszczone osoby i kiedy osiągają wiek, w którym sami mogliby mieć dzieci, to – żartobliwie mówiąc – nie wiedzą czy chcą przestać być pępkiem świata.
Możemy z tego żartować, ale faktem jest, że młodsza generacja ma zupełnie inne podejście do życia rodzinnego niż ich rodzice czy dziadkowie. To, oczywiście, generalizowanie, ale nie są to wcale odosobnione przypadki.
A jak obecnie wygląda tradycyjny podział miasto-wieś? Czy w mniejszych ośrodkach nadal utrzymuje się wyższa dzietność?
W tej sferze również wiele się zmieniło, zwłaszcza w ostatnim czasie. Jeszcze na początku XX wieku na wsiach tradycyjnie rodziło się więcej dzieci niż w dużych ośrodkach miejskich.
W latach 2002-2004 nastąpiło pewne załamanie, po czym doszło do odbicia i wieś znów przodowała pod tym względem.
Kolejna zmiana nastąpiła wraz z kryzysem finansowym – mieszkanki miast opóźniły wówczas decyzje o zostaniu matkami, w miastach dzieci rodzą kobiety w przedziale wiekowym 33-38 lat.
Sprawiło to, że w pewnym momencie w dużych miastach zaczęło się rodzić więcej dzieci niż na wsiach. Nie można też zapominać o migracjach ze wsi do miast.
fot. Bethany Beck on Unsplash
Kto częściej się decyduje na ucieczkę ze wsi?
W 2019 roku największa dzietność wystąpiła na peryferyjnych obszarach kilku województw: lubelskiego, podkarpackiego i świętokrzyskiego.
Stąd też najczęściej wyprowadzają się młode kobiety, które wybierają życie w miastach, ale nie zawsze się przemeldowują.
Poza tym wieś przez długi okres była odporna na różne nowinki, ale w końcu i tam zaczęły docierać zmiany, co sprawiło, że te obszary upodobniły się do dużych miast. Zmiany są widoczne z roku na rok.
Jakie konsekwencje wiążą się z odpływem młodych kobiet z mniejszych ośrodków?
Zaczynają się kłopoty ze znalezieniem partnera życiowego i przyszłego ojca swoich dzieci, natomiast w małych miejscowościach i na wsiach to mężczyźni mają ogromny problem ze znalezieniem swojej drugiej połówki.
Na wsi na 108-115 mężczyzn w wieku ok. 30 lat przypada 100 kobiet, natomiast w dużych miastach proporcje są odwrotne, mieszka tam znacznie więcej młodych pań.
Można się zastanawiać nad tym, czy ma to wpływ na trwałość związków, a także na gotowość kobiet na uwodzenie mężczyzn, którzy są w związkach, by np. zrealizować swoje plany prokreacyjne lub znaleźć partnera życiowego kosztem innej kobiety.
Już nie tylko w dużych miastach rozwody przestały być tabu, są powszechne także w mniejszych ośrodkach, nikt nie wytyka palcami rozwodników.
Czy w przyszłości coś się zmieni?
Nadal będzie się rodzić mniej dzieci, gdyż jest to pochodną liczby kobiet w wieku 25-35 lat, które najczęściej zostają matkami.
Jeśli nie wystąpią jakieś nagłe zjawiska, związane np. z migracjami, oraz nie zmieni się skłonność do posiadania dzieci, to w najbliższych 10-15 latach liczba kobiet skłonnych do posiadania potomstwa będzie się zmniejszać.
W konsekwencji będzie się rodzić mniej dzieci. Po tym okresie sytuacja powinna się ustabilizować, ale raczej nie wróci do okresu, gdy rodziło się zdecydowanie więcej dzieci.
Musiałyby nastąpić jakieś nieprzewidziane zdarzenia, które obecnie trudno sobie wyobrazić.
Z jakimi konsekwencjami będzie się to wiązało? Czy dojdzie np. do konieczności zmiany systemu emerytalnego w Polsce?
Zmiany będą konieczne, natomiast będzie to rodziło duże konsekwencje dla systemu rodzinnego, który przejdzie prawdziwą przemianę i to w wielu aspektach.
Zmienią się np. relacje na linii dziadek/babcia – wnuki. Skoro dzieci coraz częściej rodzą kobiety w wieku 30-35 lat, to niebawem ich rodzice zostaną dziadkami w wieku 70 lat lub nawet później.
Tymczasem jeszcze w PRL-u kobiety rodziły dzieci, gdy miały 20-21 lat, a dziadkiem czy babcią zostawało się w wieku 45-50 lat.
Oznacza to zupełnie inne możliwości opieki czy spędzania czasu z wnukami. Trudno oczekiwać, by 80-latek ganiał w wnukiem za piłką lub bardziej angażował się w opiekę nad nim.
Co więcej, sam może wymagać pomocy i opieki. Zmiany dotkną też dzieci wchodzące w dorosłość.
fot. Bence Halmosi on Unsplash
Co je czeka?
Konieczność sprawowania opieki nie tylko nad swoimi dziadkami, ale i rodzicami. Coraz częściej będzie się zdarzało, że gdy osiągną pełnoletniość, ich rodzice przekroczą 60 lat, a dziadkowie 90 lat i będą wymagać pomocy.
Może więc dochodzić do sytuacji, że osoba, która skończy 18-20 lat, stanie się opiekunem własnego rodzica, o dziadkach już nie wspominając.
A na dodatek dojdzie do wzrostu obciążeń, co jest związane z brakiem rodzeństwa. Osoby, które decydują się na posiadanie dzieci w późnym wieku, przeważnie wychowują jedno dziecko.
Kiedyś model rodziny był inny, konieczność sprawowania opieki nad seniorami rozkładała się na więcej osób. Ważny jest też czynnik geograficzny.
A jaki jest związek między współczesnym macierzyństwem a geografią?
Kiedyś mieszkało się relatywnie blisko rodziców: dzieci wybierały albo większe miasto, albo inną miejscowość przeważnie w odległości od 20 do 80 kilometrów, maksymalnie 100.
Zdarzały się, oczywiście, sytuacje, że ktoś emigrował dalej, ale były to raczej wyjątki. Obecnie rodziców od dzieci często dzielą setki, a nawet tysiące kilometrów.
W takiej sytuacji znacznie wydłuża się czas dotarcia do rodziców lub dziadków, gdy coś się dzieje i wymagają pomocy. Bardzo utrudnia to, a czasem wręcz uniemożliwia, sprawowanie opieki nad bliskimi, którzy potrzebują wsparcia.
Wynika z tego, że z późnym macierzyństwem wiąże się wiele utrudnień lub minusów. A są jakieś plusy?
Jak w każdym przypadku, choć nie są do końca oczywiste. Gdy rodzice mają tylko jedno dziecko, mogą w nie bardziej zainwestować i umożliwić np. zdobycie lepszego wykształcenia, a w konsekwencji stworzyć szansę na uzyskanie lepszej pracy.
Gdyby mieli więcej dzieci, mogłoby być konieczne dokonywanie wyboru lub wsparcie byłoby po prostu mniejsze.