fot. nrd/unsplash

Tanie, importowane warzywa z hipermarketu? A może drogie ze sklepu oferującego żywność ekologiczną? Co wybrać, gdy chce się jeść zdrowo, a funduszy brak? Rozwiązanie tego dylematu podsuwają kooperatywy spożywcze, od lat upowszechnione na świecie i coraz bardziej popularne w Polsce.

Trzecia dekada XXI wieku przynosi utrwalenie świadomych postaw konsumenckich. Chcemy wiedzieć, co jemy, w jaki sposób dany produkt został wytworzony i jaką przebył drogę, zanim trafił na stół. Rynek oferuje dziś szeroki wybór wyrobów bio, a więc pochodzących z ekologicznych hodowli, produkowanych bez użycia ulepszaczy, konserwantów, sztucznych nawozów, środków chwastobójczych i innych substancji szkodliwych dla zdrowia człowieka, a także z poszanowaniem dobrostanu zwierząt oraz praw pracowniczych. Jak podaje Polska Izba Żywności Ekologicznej, na koniec 2019 roku w całym kraju certyfikat ekologiczny miało blisko 19 tysięcy gospodarstw rolnych, a całkowita wartość sprzedaży tego typu wyrobów wyniosła 1,36 miliarda złotych. Polacy coraz częściej decydują się w ten właśnie sposób dbać o zdrowie, mając przy tym świadomość, iż żywność eko jest droższa. Co więcej, z raportu „Trendy w ekozakupach Polaków”, opublikowanego w 2021 r. przez Farmę Świętokrzyską wynika, że 67 procent ankietowanych jest gotowych ów wyższy koszt ponosić. Okazuje się jednak, że bynajmniej nie jest to konieczne. Wystarczy się zapisać do kooperatywy spożywczej.

Jak działa kooperatywa spożywcza?

Kooperatywa spożywcza jest coraz częściej spotykaną formą współpracy między lokalnymi producentami żywności ekologicznej a konsumentami. Model ten, w odróżnieniu od tradycyjnego, handlowego, nie jest nastawiony na maksymalizację zysku. Członkowie kooperatyw kupują zdrowe, świeże warzywa, owoce, pieczywo czy mięsa w atrakcyjnych cenach, co jest możliwe dzięki bezpośrednim kontaktom z rolnikami i przetwórcami, z pominięciem długiego oraz kosztownego łańcucha dostaw i dystrybucji. Z tego samego powodu rolnicy otrzymują „na rękę” wyższe stawki niż te, na które mogliby liczyć w skupie czy na podstawie niekorzystnych umów z wielkimi sieciami handlowymi. Obopólna korzyść jest więc oczywista.

U źródeł tej idei stoi przekonanie, że żywność nie jest zwykłym towarem, lecz dobrem o szczególnym znaczeniu, które nie powinno podlegać typowym mechanizmom rynkowym. Nie jest więc przypadkowe osadzenie wielu tego typu inicjatyw w lewicującej myśli społecznej. Tym, na co zwracają uwagę uczestnicy kooperatyw, są silnie rozwinięte mechanizmy solidarnościowe i demokratyczne. Przystępując do kooperatywy, z miejsca zostaje się jej „udziałowcem” i zdobywa wpływ na działalność, jednocześnie wnosząc z tego tytułu symboliczną opłatę i deklarując pracę społeczną na rzecz wspólnoty. Jak to wygląda w praktyce?

Marcin Witkowski z żoną Anną do jednej z kooperatyw działających w województwie łódzkim zapisali się kilka lat temu. Od dawna kultywują zdrowy, naturalny styl życia, dlatego szukali żywności świeżej, pochodzącej z lokalnych upraw, od sprawdzonych i zaufanych dostawców produkujących w sposób zrównoważony. Nie chcieli przy tym przepłacać za produkty podobnej jakości, dostępne w drogich sklepach eko.

– Kupujemy głównie warzywa. Zamawiamy je przez stronę internetową i raz w tygodniu odbieramy. Nasza kooperatywa nie ma sklepu, dlatego zbiórki żywności od producentów organizowane są w siedzibach spółdzielni socjalnych, organizacji pozarządowych czy innych miejscach wynajmowanych po niskich kosztach lub udostępnianych nam za darmo na kilka godzin. Dostawcy przywożą tam określoną ilość produktów, które następnie są ważone i rozdzielane przez dyżurujących tego dnia członków kooperatywy – mówi Marcin. Podkreśla, że społeczne udzielanie się w takich właśnie sytuacjach jest jednym z warunków przynależności do wspólnoty.

Inwestycja w zdrowie

– Czy żywność pochodząca od producentów z kooperatywy jest lepsza niż sklepowa? Na mój język nie – śmieje się Andrzej Dąbrowski, łodzianin od lat zaopatrujący rodzinny stół w ten właśnie sposób. – Ale na pewno jest zdrowsza. Inwestujemy w skład, a nie w smak. Mamy pewność, że spożywamy warzywa wyhodowane bez nawozów sztucznych czy środków chwastobójczych, zakazanych w wielu krajach Unii, a w Polsce, niestety, nie.

Andrzej tygodniowo wydaje na warzywa 70-80 złotych, ale czasem zdarzają się też większe zakupy, na przykład 5 słoików miodu po 40 zł za sztukę. Zdecydowana większość zapłaty trafia bezpośrednio do rolników. Nie ma więc w tym przypadku marży, jaką w normalnym obrocie narzucają hurtownicy i detaliści.

Łodzianin dodaje, że jednorazowy wkład, który wniósł przystępując do kooperatywy, wynosił 50 złotych, czasem też do ceny zakupu doliczane jest kilka procent, na przykład na pokrycie kosztów benzyny, jeśli ktoś jedzie po towar kilkadziesiąt kilometrów poza Łódź. Mimo to ceny zdrowej żywności ekologicznej, kupowanej za pośrednictwem kooperatywy, nie odbiegają od kosztów zakupu tanich i masowo wytwarzanych produktów dostępnych w hipermarketach.

– A gdybyśmy te same wyroby chcieli kupić w sklepie ze zdrową żywnością, zapłacilibyśmy 30-40 procent więcej. Dobrym przykładem jest chleb, który mamy bezpośrednio od producenta w cenie hurtowej, o jedną trzecią niższej niż w pobliskiej piekarni – zaznacza Andrzej.

Naturalne jedzenie z certyfikatem i bez

Forma organizacji kooperatyw spożywczych jest bardzo zróżnicowana – jedne są mniej, inne bardziej sformalizowane. Niektóre z nich, tak jak znana warszawska inicjatywa „Dobrze”, prowadzą od kilku lat własne sklepy. Dla osób „z ulicy” oferowane tam produkty mają ceny typowo handlowe, jednak dla członków kooperatywy są one znacznie niższe, zbliżone do producenckich.

Co ważne, gros dostawców zaopatrujących kooperatywy w wyroby spożywcze ma formalne ekologiczne certyfikaty, aczkolwiek nie jest to warunek konieczny. Jak mówi Marcin Witkowski, część produktów jego społeczność pozyskuje od rolników niecertyfikowanych, ale zaufanych. Wielu z nich pozwoliło uprzednio zwiedzić swoje gospodarstwa i zapoznać się z warunkami hodowli.

Warto podkreślić, że kooperatywa spożywcza jest konstruktem znanym na całym świecie, w tym w szczególności w krajach rozwiniętych. Zwłaszcza w USA, gdzie odczuwalny jest przesyt globalnym rynkiem oraz masową produkcją żywności i gdzie – mimo ogólnie wysokiej stopy życia – istnieją duże grupy osób o niskim statusie socjoekonomicznym, dla których włączenie w tego typu inicjatywę jest nie tylko szansą na zdrowe żywienie, ale też integrację z lokalną społecznością.

share-icon Podziel się artykułem ze znajomymi
Piotr Brzózka
Piotr Brzózka

Dziennikarz, autor tysięcy publikacji o tematyce ekonomicznej, politycznej, społecznej oraz medycznej. Przez 15 lat związany z "Dziennikiem Łódzkim" i "Polska TheTimes". Z wykształcenia socjolog stosunków politycznych, absolwent Wydziału Ekonomiczno-Socjologicznego Uniwersytetu Łódzkiego. Po godzinach fotografuje, projektuje, maluje, tworzy muzykę...

Komentarze
chevron-down