2024-02-06
Każdy z nas jej doświadczył, ale niewielu potrafi ją zdefiniować. Ludzkość od zarania dziejów próbowała ująć miłość w ramy definicji. Do dzisiaj to zadanie nastręcza problemów naukowcom. Sprawdzamy, jak nauka tłumaczy najważniejsze z uczuć.
Odpowiedzi na pytanie czym jest miłość poszukiwali już filozofowie w starożytnej Grecji. Pierwsze wzmianki na ten temat znajdziemy u Empedoklesa, który uważał, że światem rządzą dwie siły: miłość oraz spór.
Pierwsza dąży do zjednoczenia wszystkich składników świata w jedność, druga zaś próbuje zniszczyć harmonijną całość. Miłość w tym znaczeniu stała się zasadą konstrukcji wszechświata.
Platon, zaliczany do najważniejszych filozofów w dziejach, określił miłość jako pragnienie czegoś, co ma kochany, a czego brakuje kochającemu. Platońskie eros jest silnie związane z pojęciem piękna.
Dla filozofa to właśnie piękno w znaczeniu duchowym lub cielesnym zawsze jest przedmiotem miłości. W myśli Platona można znaleźć jeszcze inną formę miłości – philantropię, rozumianą jako troska o dobro kogoś innego. Philantropia w tym znaczeniu może być relacją pomiędzy ludźmi, a także może łączyć człowieka z Bogiem.
Średniowieczni filozofowie swoje dzieła poświęcali przede wszystkim miłości Boga do człowieka i odwrotnie, mniej zaś skupiali się na uczuciu do drugiej osoby. Choć z tego okresu wywodzi się słynna legenda o tragicznej i niespełnionej miłości Tristana i Izoldy.
W czasach nowożytnych wiele się w tej kwestii zmieniło, szczególnie za sprawą dzieł literackich. Miłość zeszła z nieboskłonu i stała się przede wszystkim uczuciem międzyludzkim.
W renesansie różne jej oblicza przedstawił Wiliam Shakespeare. W dramacie „Romeo i Julia” napisał o niej tak:
„Miłość, przyjacielu,
To dym, co z parą westchnień się unosi;
To żar, co w oku szczęśliwego płonie;
Morze łez, w którym nieszczęśliwy tonie.
Czymże jest więcej? Istnym amalgamem,
Żółcią trawiącą i zbawczym balsamem”.
W historycznym rysie nie sposób nie zatrzymać się na romantyzmie, który pokazał nam, że miłość bywa bolesna, niespełniona, nieosiągalna i może popchnąć zakochanego do czynów szalonych, a nawet do samobójstwa.
„Czyż musiało tak być, że to, co tworzy szczęście człowieka, stało się znów źródłem jego cierpienia? Pełne, gorące uczucie mego serca dla żywej natury, które dawało mi tyle rozkoszy, które mi świat otaczający w raj zamieniało, staje się teraz dla mnie nieznośnym dręczycielem, katującym duchem, który prześladuje mnie na wszystkich drogach” – tak o miłości pisał Werter w słynnej powieści Goethego.
Naukowe rozterki w temacie miłości
Dopiero w XX wieku zaczęto do najważniejszego uczucia podchodzić naukowo. Powstały liczne definicje, które – w zależności od dyscypliny – różnie objaśniają istotę miłości, niekiedy wzajemnie się wykluczając.
– Wszystko zależy od tego, kto będzie miłość definiował. Czym innym będzie dla neurobiologa i psychologa społecznego, a jeszcze czym innym dla psychologa klinicznego. W nauce zastanawiamy się, czy miłość jest stanem, emocją, czy raczej typem relacji łączącej ludzi – wyjaśnia prof. Tomasz Grzyb, psycholog społeczny i dziekan Wydziału Psychologii we Wrocławiu Uniwersytetu SWPS.
Słownik języka polskiego definiuje miłość niezwykle sucho, jako „głębokie przywiązanie do kogoś lub czegoś; silne, namiętne uczucie”. Z biologicznego punktu widzenia łączymy się w pary, żeby się rozmnażać.
– Istnieje teoria – lansuje ją m.in. Helen Fisher z Uniwersytetu Rutgersa – która mówi, że miłość jest naturalną konsekwencją tego, że w procesie ewolucji przechodziliśmy do coraz bardziej wyprostowanej sylwetki.
Kiedy jesteśmy wyprostowani, a nie mamy narzędzi, na przykład takich jak chusta, w której można trzymać dziecko, to potrzebujemy drugiej osoby do opieki nad malcem. U małp, które poruszają się na czterech łapach, mała małpka siedzi na grzbiecie mamy. Z oseskiem na plecach można robić właściwie wszystko.
Jednak kiedy ssak się wyprostuje, tak jak człowiek, to dziecko spada mu z pleców. Ktoś jeszcze musi wtedy opiekować się maluchem, by można było oddać się jakimkolwiek innym zajęciom – tłumaczy prof. Grzyb.
Dla medyka miłość będzie złożoną reakcją chemiczno-biologiczną, którą zapoczątkowują feromony wydzielane przez drugą osobę, a odbierane przez nasz narząd lemieszowo-nosowy.
Naturalna woń sprawia, że uaktywnia się podwzgórze, które znajduje się w mózgu. Organizm zaczyna wtedy wydzielać fenyloetyloaminę, nazywaną narkotykiem miłości, która sprawia, że stajemy się radości, podekscytowani, nadmiernie pobudzeni oraz nie chce nam się jeść i spać.
Dodatkowo wzrasta też poziom noradrenaliny, którą z kolei określa się jako substancję miłości. Hormon ten odpowiada za przyspieszone bicie serca, wzrost stężenia glukozy we krwi i większą wrażliwość na dotyk.
Kiedy rośnie stężenie noradrenaliny, wzrasta też dopamina, nazywana z kolei hormonem szczęścia. Z drugiej jednak strony spada poziom serotoniny, co sprawia, że stajemy się rozkojarzeni, zdekoncentrowani, a czasami totalnie oszołomieni.
Tak z biologiczno-chemicznego punktu widzenia wygląda stan zakochania, który utrzymuje się w organizmie około 18 miesięcy, choć u niektórych osób nawet do 4 lat. Po tym czasie jednak organizm zaczyna wytwarzać inne hormony, które mogą odpowiadać za poczucie więzi i wzajemnej akceptacji.
Czy istnieje miłość doskonała?
Najbliższa naszemu postrzeganiu miłości jest koncepcja stworzona w latach 80. XX wieku przez amerykańskiego psychologa Roberta Sternberga. Zgodnie z nią miłość składa się z trzech elementów: namiętności, intymności i zaangażowania.
Pierwszy element można sprowadzić do stanu zakochania opisanego wyżej i sterowanego przez burzę hormonów. Następnie, zdaniem Sternberga, rodzi się intymność.
Na tym etapie relacji ważniejsze staje się przywiązanie, zaufanie, gotowość do dzielenia się najgłębiej skrywanymi tajemnicami. W końcu, w dojrzałym już związku, pojawia się zaangażowanie, które oznacza świadomą decyzję o spędzeniu z drugą osobą wielu lat, a może całego życia.
– W modelu miłości Sternberga zaangażowanie jest jedynym elementem, który jest związany z naszym świadomym wyborem. Możemy powiedzieć: angażuję się w ten związek, jestem gotów coś dla niego poświęcić, chcę nad nim pracować.
Jeżeli brakuje zaangażowania, a relacja opiera się tylko na namiętności, to po jej wygaśnięciu związek się kończy. Ale po wielu wspólnych latach trzeba spojrzeć na to, co zrobiliśmy razem, zwrócić uwagę na błędy, przyczyny kryzysów i ich rozwiązania.
Po prostu nad związkiem trzeba pracować – mówi prof. Tomasz Grzyb i podkreśla, że miłość opartą na trzech elementach wymienianych przez Sternberga, można uznać za doskonałą.
Jak kochają Polacy?
A jak my sami postrzegamy miłość? 90 proc. Polaków uważa, że miłość nadaje życiu sens, a 79 proc. wierzy w miłość na całe życie – wynika z badania „Jak kochają Polacy”, przeprowadzonego przez ARC Rynek i Opinia na zlecenie serwisu randkowego sympatia.pl.
Bez względu na płeć, wiek, orientację seksualną czy stan cywilny, wyróżniamy kilka rodzajów miłości, ale za najważniejszą uznajemy miłość partnerską. Takiej odpowiedzi udzieliło 75 proc. badanych.
Na kolejnych miejscach znalazły się: miłość do dzieci lub wnuków (44 proc.) oraz do rodziców lub dziadków (22 proc.).
Na pytanie, co buduje szczęśliwy związek, 80 proc. respondentów odpowiedziało, że miłość. Kolejnymi filarami udanego związku są dla nas: wzajemny szacunek (76 proc.), zaufanie (75 proc.) i zrozumienie (65 proc.).
Aż 92 proc. Polaków uważa, że aby związek był szczęśliwy, trzeba nad nim nieustannie pracować, a 87 proc. twierdzi, że bez zaangażowania i dbania o relację uczucie się wypali.