Fabian Siubiak i Przemysław Kirylak, założyciele sklepu "Rozkwitnie" opowiadają o tym, jak dbać o rośliny / fot. mat. prasowe

Wszystkie rośliny, jakie znamy z domów naszych cioć, wujków czy babć, są wyjątkowo wytrzymałe. Monstera nie jest wymagającą rośliną. Jeżeli coś się z nią dzieje, to najczęściej dlatego, że jest przelewana. Tak samo jest z epipremnum i sansewierią. To jedne z łatwiejszych, a jednocześnie szybko rosnących roślin. Dają nam dużo radości, bo możemy patrzeć, jak rosną „w oczach” – mówią Przemysław Kirylak i Fabian Siubiak, założyciele sklepu „Rozkwitnie”.

Środek zimy, gdy świat za oknem przypomina biało-czarną fotografię, to chyba najlepszy czas, by rozmawiać o roślinach, prawda?

Przemysław Kirylak: Samo wejście do naszej dżungli jest dobrą odskocznią od tej ponurej, szarej rzeczywistości za oknem. Zimą – bardziej niż latem – potrzebujemy zieleni. Dlatego liczymy na tę zieleń w doniczkach i skupiamy się na stworzeniu zielonego azylu w naszych domach.

Fabian Siubiak: Z własnego doświadczenia wiemy, że jak ma się w domu zieloną strefę, to lepiej się żyje. Rośliny oddziałują na nas dobrze, dzięki nim ta zima mija szybciej i nagle się okazuje, że jest marzec, kwiecień i światła jest coraz więcej.

Ta zieleń nie jest taka jednolita. Jak się tutaj wchodzi, to właściwie mamy do czynienia ze wszystkimi jej odcieniami.

Fabian Siubiak: Zdecydowanie! Bardzo modnymi roślinami są aglaonemy. Z jednej strony są one bardzo proste w uprawie, nie mają tyle wymagań co inne rośliny jeśli chodzi o wilgotność powietrza czy naświetlanie, z drugiej strony zaś mają przeróżne wybarwienia, często bardzo abstrakcyjne – od neonowej zieleni, po pomarańcze, róże i intensywne czerwienie.

Jest taka aglaonema Electra, ona rzeczywiście robi elektryzujące wrażenie. Choć roślinami zajmujemy się wiele lat, to czasem sami się dziwimy, że natura potrafi tak wybarwić liść i coś takiego stworzyć. Niekiedy te kolory to zasługa biotechnologów, którzy wykorzystują inżynierię genetyczną do kreowania nowych gatunków roślin.

różowy kwiat doniczkowyaglaonema Electra / fot. mat. prasowe

Mówią Panowie, że zima potrafi być fajna, ale dla naszych roślin chyba już tak nie jest. Centralne ogrzewanie, niska wilgotność powietrza z pewnością im nie sprzyjają. Podczas dużych mrozów trudno też bezpiecznie przynieść do domu nową roślinę, bo po drodze może nam przemarznąć.

Przemysław Kirylak: Zima jest trudna dla roślin, ale po prostu musimy o nie bardziej zadbać. Wystarczy zastosować kilka prostych trików, żeby im pomóc. Na pewno kluczowa jest wilgotność powietrza. Większość roślin, jakie mamy w domach, to rośliny tropikalne. Dla nich nasza polska zima z grzejnikami, temperaturą powietrza powyżej 20 stopni Celsjusza, wilgotnością na poziomie 20-30 procent jest zabójcza.

Zatem zimą trzeba zadbać przede wszystkim o tę wilgotność powietrza. Najprostszym, ale też najbardziej kosztownym sposobem jest nawilżacz powietrza. Bardzo dobrze sprawdzają się proste i tanie metody – można wysypać do podstawek keramzyt, zalać to wodą i ustawić na tym doniczki, można wokół roślin poustawiać szerokie naczynia z wodą. Dobrą metodą jest regularne przecieranie liści wilgotną szmatką.

Nie jesteśmy zwolennikami zraszania liści, bo często kończy się to jakąś chorobą grzybową. Musimy też pamiętać, żeby odsunąć rośliny od źródeł ciepła, czyli grzejników, które buchają ciepłem i suchym powietrzem. Fajnym sposobem jest też poustawianie roślin w grupie, tak żeby nawzajem podnosiły sobie wilgoć, która jest w doniczkach. Czyli po prostu trzeba mieć więcej roślin, tworzyć dżunglę.

Fabian Siubiak: W domu uprawiam marcgravię tęczową – to roślina z Azji Wschodniej, która wymaga 90 procent wilgotności powietrza. Mam ją ustawioną na zwykłej podstawce wypełnionej keramzytem i wodą. Doniczka nie stoi w wodzie, a na kamyczkach. Roślina świetnie sobie radzi, bo ma zapewnione parowanie wokół siebie. Natomiast jeśli chodzi o przynoszenie zimą roślin do domu, to bardzo ważne jest odpowiednie zabezpieczenie.

My pakujemy je porządnie w rulon z papieru i dodatkowo wkładamy do papierowej torby. „Rozkwitnie” jest otwarte przez cały rok. W grudniu, styczniu czy lutym nie mamy mniejszej frekwencji kupujących czy odwiedzających nas.

Rośliny możemy przynosić do domu przy temperaturze -15 stopni Celsjusza, ale nie możemy jej tak po prostu wziąć pod pachę, nawet jeśli to tylko kwestia przejścia na drugą stronę ulicy czy dojścia tylko do samochodu na parkingu. Przecież taka alokazja nie wie, co to jest 10 stopni Celsjusza, a co dopiero -2 stopnie? Nasza metoda się sprawdza. Przez te wszystkie lata nie mieliśmy sytuacji, żeby komuś przemarzła roślina. W tym przypadku żadne foliowe opakowania się nie sprawdzają.

Zimą żyjemy w pewnym półmroku, dzień zaczyna się około 9.00 i kończy przed 15.00. Jak sobie radzić z roślinami, które potrzebują światła?

Fabian Siubiak: Przede wszystkim przesuwamy je blisko okna. Nieważne czy to okno wschodnie, czy zachodnie. Światło po prostu jest roślinom potrzebne, więc musimy im je zapewnić. Coraz większą popularność zyskuje specjalne oświetlenie dla roślin. Jest coraz większy wybór odpowiednich lamp czy żarówek. To nie są kosztowne rozwiązania, a w praktyce bardzo się sprawdzają.

Naświetlanie przez 12 godzin, czy może krócej?

Przemysław Kirylak: To zależy od wymagań danej rośliny. Jeżeli mamy monsterę variegatę czy filodendrona Florida Ghost, to tego światła musi być więcej, warto więc użyć lamp. Trzeba poświęcić im więcej troski i dać więcej miłości. Przesunięcie bliżej okna może nie wystarczyć. Natomiast zwykła monstera czy sansewieria poradzą sobie bez doświetlania.

Fabian Siubiak: Chcę dodać, że dzięki specjalnemu oświetleniu możemy wprowadzić rośliny do ciemnej łazienki. To rozwiązanie nie tylko sezonowe, na okres zimowy, ale daje nam możliwość poszerzania naszej zielonej przestrzeni przez cały rok.

Kiedyś mieliśmy taką zwykłą, uniwersalną ziemię do wszystkich roślin, teraz są specjalne podłoża. Jak jest różnica?

Fabian Siubiak: Trzeba mieć świadomość, że zapewnienie roślinie odpowiedniego podłoża powoduje, że ona nie tylko nie umiera, ale bardzo dobrze i szybko się rozwija. Trudno, żebyśmy zapewnili jedno uniwersalne podłoże dla wszystkich roślin, skoro jedna pochodzi z Meksyku, druga z RPA, a trzecia na przykład ze wschodniej Australii.

Po prostu musimy stworzyć roślinie warunki jak najbardziej zbliżone do tych, w jakich żyje w naturze. Stąd biorą się różne mieszanki. To jest minimum, które – oprócz światła i wilgotności powietrza – musimy zapewnić roślinom.

Przemysław Kirylak: W „Rozkwitnie” przykładamy do tego ogromną wagę i uczulamy na to naszych gości. Trzeba przesadzić roślinę po zakupie z tego produkcyjnego podłoża do specjalnej mieszanki przeznaczonej dla danej rośliny. Podłoża produkcyjne charakteryzują się tym, że na górze szybko przesychają, natomiast głębiej długo trzymają wilgoć oraz przez swoją zwięzłą strukturę nie dopuszczają odpowiedniej ilości tlenu, przez co korzenie mają większą tendencję do gnicia.

Może nam się wydawać, że w donicy jest sucho i podlewamy roślinę, która tej wody jeszcze nie potrzebuje. W dłuższej perspektywie prowadzi to do przelania rośliny, gnicia korzeni czy żółknięcia liści. Dobrze przygotowana mieszanka, np. z perlitem czy z chipsami kokosowymi, sprawi, że system korzeniowy będzie się lepiej rozwijał, a roślina szybciej rosła.

Fabian Siubiak: My wszyscy uwielbiamy podlewanie, bo wydaje nam się, że woda to życie. Znamy przypadek, gdy ktoś podlewał rośliny co 2-3 dni, bo mu się wydawało, że robi dobrze. Odpowiednie – przepuszczalne – podłoże może nam pokazać, kiedy trzeba podlać roślinę. Co więcej, nie trzeba wydawać majątku na odpowiednie podłoże. Wystarczą dwa, trzy składniki i sami możemy je przygotować.

philodenrons plendid / fot. mat. prasowe

Spotkałam się kiedyś z opinią, że rośliny lepiej trochę przesuszyć niż trochę przelać. Zgadzają się Panowie z tym?

Przemysław Kirylak: Dziennie odwiedzają nas dziesiątki ludzi. Wśród nich są tacy, którzy przychodzą po swoją pierwszą roślinę, ale też tacy, którzy kupują pięćdziesiątą. Nie każdy zdaje sobie jednak sprawę z tego, że woda w nadmiarze szkodzi. Wyczulamy ich wszystkich na ten problem. Jeśli zawczasu nie zareagujemy, roślina nie przetrwa. Jeśli ją przesuszymy, to jest duża szansa na jej odratowanie, przelanych i zgniłych korzeni – niestety nie.

Fabian Siubiak: Prawie codziennie mamy do czynienia z taką sytuacją, że ktoś wpada i mówi, że pojawił się jeden żółty liść, drugi i trzeci, więc podlewał więcej, bo myślał, że roślina ma sucho. Naszym zdaniem, najlepszym rozwiązaniem jest sprawdzanie podłoża palcem.

Wtedy łatwo jest ocenić, czy jest ono wilgotne, czy nie. Można też podnieść doniczkę i ocenić jej ciężar. Wzbraniamy się przed różnymi aplikacjami, które mają nam podpowiadać, kiedy podlewać nasze rośliny. To się po prostu nie sprawdza. Tak samo jak nie polecamy uprawy roślin w pojemnikach bez odpływu. Muszą być otwory w doniczce i musi być możliwość cyrkulacji powietrza.

A propos doniczek i osłonek, to tutaj u Panów jest ogromny wybór ceramicznych. Można odnieść wrażenie, że ten rynek w ostatnim czasie rozkwitł.

Fabian Siubiak: Ściągamy je z całej Europy. Osłonka czy doniczka to takie ładne ubranie dla naszej rośliny, to także element, który ma upiększać wnętrze. Oprócz walorów estetycznych, muszą być przede wszystkim użytkowe, czyli zapewniające odpowiedni dopływ powietrza do korzeni. Mamy teraz trochę takich nawiązujących stylem do PRL, na który ewidentnie jest coraz większa moda zarówno jeśli chodzi o meble, ubrania, jak i wyposażenie.

Moda na PRL jest zauważalna także w roślinach? Wróciły do łask monstery, fikusy czy nieśmiertelne paprotki?

Przemysław Kirylak: Tak, te rośliny wracają. Mamy bardzo często dostawy, staramy się wyszukiwać ciekawe, nowe okazy, ale monstera jest zawsze.

Fabian Siubiak: Z tymi PRL-owskimi roślinami jest tak, że one znowu są modne. Duża część z nich jest bardzo dla nas zdrowa, dobrze oczyszczają powietrze. Dzisiaj rynek roślin tak się rozbudował, że nie mamy żadnego problemu, żeby sprowadzić rośliny z całego świata. Dzięki temu możemy poznać nowe odmiany znanych już roślin. Okazuje się, że sansewieria czy monstera nie muszą wyglądać jak u naszej babci.

Przemysław Kirylak: Wszystkie te rośliny, jakie znamy z domów naszych cioć, wujków czy babć, są wyjątkowo wytrzymałe. Monstera nie jest wymagającą rośliną. Jeżeli coś się z nią dzieje, to najczęściej dlatego, że jest przelewana. Tak samo jest z epipremnum i wspomnianą już sansewierią. To jedne z łatwiejszych roślin, a jednocześnie szybko rosną. Dają nam dużo radości, bo możemy patrzeć, jak rosną w oczach.

Fabian Siubiak: Poza tym pokazują nam, kiedy dzieje się z nimi coś złego. Gdy monstera ma za sucho, zaczyna zwijać liście w rulon. Żółty liść zazwyczaj oznacza przelanie, suche końcówki liści to sygnał, że źle się dzieje z wilgotnością powietrza, plama grzybowa zawsze wygląda tak samo – brązowa plama z żółtą obwódką. Wystarczy zatem tylko spojrzeć na roślinę, żeby zauważyć, że dzieje się z nią coś nie tak. My chętnie pomagamy i dzielimy się nasza wiedzą – lubimy ratować rośliny i dawać im drugą szansę.

Czy jest taka jednostka chorobowa jak uzależnienie od roślin?

Fabian Siubiak: Jesteśmy tego najlepszym przykładem, tak jak i wielu ludzi, którzy do nas przychodzą. Kiedy kilka lat temu wymyśliliśmy „Rozkwitnie”, zastanawialiśmy się, jak często ktoś będzie do nas wracał po nowe roślinki. Obstawialiśmy, że będzie to raz na kilka miesięcy, raz na pół roku. Okazuje się, że ta społeczność, którą udało nam się tutaj stworzyć, przerosła te oczekiwania. Jest wiele osób, które przychodzą do nas raz w tygodniu.

Większość przychodzi raz w miesiącu. Sami przecieramy ze zdumienia oczy, że tak pięknie to się rozwinęło. My – mając sklep wypełniony roślinami – ciągle coś nowego przynosimy do domu i ta kolekcja się powiększa. Myślę, że w roślinach atrakcyjne jest to, że ludzie mogą się czymś opiekować, coś od nas jest zależne i ten kolejny liść, który rośnie niezwykle nas cieszy. Przecież jest mnóstwo filmików pokazujących, jak rośnie nowy liść!

Ludzie lubią na to patrzeć i dzielą się tą swoją radością z innymi. Zatem uzależnia nas dbanie o te nasze rośliny. Ma to bardzo dobry wpływ na nasze samopoczucie. Całe to ustawianie na półkach, przecieranie liści z kurzu, podlewanie, przesadzanie, grzebanie w ziemi bardzo nas uspokaja. W pandemii był taki moment, że kolejki były ogromne, bo ludzie zaczęli kupować rośliny, ale ten trend nadal się utrzymuje. To wcale nie wyhamowało.

Zrobiliśmy sobie dżunglę we własnych mieszkaniach, na balkonach i tarasach, a teraz przyszła pora na biura i inne miejsca pracy?

Przemysław Kirylak: Realizowaliśmy projekt „Zielone biurko”, którego celem było wprowadzenie roślin do przestrzeni biurowej. Zmiana była ogromna, ludzie byli zachwyceni. Potem mieliśmy odzew, że w tych biurach dużo lepiej się pracuje. Ale też widzimy, że nasi klienci kupują rośliny do swoich biur, dla kolegów czy koleżanek z pracy.

Fabian Siubiak: Mamy wrażenie, że ludzie coraz śmielej sygnalizują swoim pracodawcom, że chcą pracować w bardziej przyjaznych warunkach. Zapewne to jeden z efektów pandemii i tego, że byliśmy zamknięci w swoich mieszkaniach. Prostą metodą jest wprowadzenie zieleni do przestrzeni. Wielu pracodawców się do tego przekonuje. Zresztą jest coraz więcej badań potwierdzających, że wzrasta wydajność pracy, gdy koło biurka czy w ogólnodostępnej przestrzeni są rośliny zielone. Niektórzy potrafią wygospodarować oddzielne miejsce, gdzie stawiają fotele, rośliny. Można tam wejść, żeby spokojnie wypić kawę czy odpocząć w ciągu dnia.

Ruszyliście z „Rozkwitnie” w czasie pandemii, zakładaliście wtedy, że to się aż tak rozwinie?

Fabian Siubiak: Odważnie i trochę nieświadomie zdecydowaliśmy się uruchomić nasz sklep. W marcu wybuchła pandemia, a my w sierpniu otworzyliśmy „Rozkwitnie”. Od kwietnia zaczęliśmy projektować nazwę, wymyślać logo, koncepcję. My już trzy lata wcześniej myśleliśmy o sklepie, tylko mieliśmy swoje prace: Przemek – prawnik w kancelarii, ja – projektant, organizator stoisk wystawowych, przestrzeni handlowych.

Była praca i trudno było wygospodarować czas, żeby zająć się sklepem. Jak przyszedł COVID, to ja z dnia na dzień straciłem pracę, a Przemek chciał coś zmienić, bo miał dość pracy w kancelarii. Nasi znajomi pukali się w czoło, pytali, czy wiemy co robimy, bo przecież wszystko dookoła się zamykało, było dużo ograniczeń. Mimo to sprowadziliśmy się na Muranów. To była jedna z lepszych decyzji. Jesteśmy w wyjątkowym miejscu, mieszka tu bardzo specyficzna – w dobrym tego słowa znaczeniu – społeczność.

Skąd się wzięła tak ogromna wiedza na temat roślin?

Przemysław Kirylak: Z pasji. Od zawsze interesowałem się roślinami. Wychowałem się na wsi, blisko natury, zieleń była dookoła. Po przeprowadzce do Warszawy bardzo za tym tęskniłem. Zapewne z tego wzięło się to zainteresowanie roślinami doniczkowymi. Im więcej roślin miałem, tym więcej o nich czytałem.

Chciałem wiedzieć o nich jak najwięcej, by prawidłowo o nie dbać. Czytałem dużo podręczników, książek, szukałem informacji w Internecie i na grupach. Chciałem też studiować architekturę krajobrazu, ale wylądowałem na prawie...

Fabian Siubiak: A ja jeszcze w liceum zaprojektowałem i zorganizowałem ogród dla rodziców. Potem zajmowałem się tym także na studiach. Wydawało mi się jednak, że to nie jest zbyt poważne zajęcie. Dlatego marzyła mi się praca w administracji publicznej, takie studia skończyłem.

Życie pokazało, że jeśli zajmujemy się czymś tak na 100-150 procent, to możemy mieć z tego nie tylko frajdę, ale też możemy się utrzymać. My tu często jesteśmy od 8.00 rano do 20.00, nawet jeśli sklep jest otwarty od 11.00. Bo codziennie przed otwarciem trzeba przejrzeć wszystkie rośliny, które mamy w sklepie, czyli jakieś 600-700 sztuk. Rośliny to nie są buty, które ustawi się na półce. Trzeba o nie dbać i chce się o nie dbać.

Rozmawiała Agnieszka Sopińska

share-icon Podziel się artykułem ze znajomymi
Agnieszka Sopińska
Agnieszka Sopińska

Dziennikarka z zawodu. Pracowała w największych ogólnopolskich mediach. Relacjonowała najważniejsze wydarzenia polityczne w minionych latach. Stawia na życie w zgodzie z naturą. Ceni sobie spokój. Jej ogromną pasją jest uprawa roślin domowych. ...

Komentarze
chevron-down